Po katakliźmie II Wojny Światowej zmieniło się wszystko. Henryk Strasburger pozostał w Londynie i jako członek Rządu Emigracyjnego nie miał czego szukać w Polsce Bolesława Bieruta. Mały Belweder zajęty został przez bezdomnych warszawiaków, którzy po Powstaniu Warszawskim w morzu ruin szukali schronienia.
W roku 1946 dom ten kupiła od Henryka Strasburgera moja matka Romana Czajka, pochodząca z zamożnej warszawskiej rodziny mieszczańskiej, również cukierników. Rodzice przeżyli w Warszawie okupację, a następnie powstanie i wypędzenie przez hitlerowców po upadku powstania. Powrócili po wyzwoleniu do zniszczonej stolicy. Chcieli swoje ukochane miasto odbudować, chcieli w tym domu zamieszkać, ale tworzące się właśnie socjalistyczne państwo polskie zabrało im prawo własności. „Mały Belweder“ został upaństwowiony i podzielony na tzw. lokale kwaterunkowe.
Na starych pałacowych posadzkach postawiono piece i kuchnie kaflowe, marmurowe parapety rozkradziono, stiuki zostały skute, zmieniono układ pomieszczeń. Socjalistyczna administracja domów komunalnych wyczarowała na niespełna 200 m2 powierzchni mieszkalnej sześć lokali o różnej wielkości i zagęszczeniu lokatorów. Na przykład na parterze w pokoju o powierzchni ok. 20 m2 mieszkało 7 osób! Ze względu na mieszkańców, którzy chętnie i często upijali się, dawny „Mały Belweder“ nazywany był w okolicy „Małym Pekinem“.